Tak jak obiecałem, nalewki kawowej ciąg dalszy.
Do tego co poprzednio opisałem, tak naprawdę już niewiele trzeba (oprócz czasu na "przegryzienie się", oczywiście). Pozostałe ziarenka kawy, czyli okolo 5dg, lekko zmieliłem, po czym zalałem gorącą wodą. Tak naprawde można było odrazu zalac całość i pozwolić aby alkohol wyciągnął z ziarenek to co najlepsze. Ja jestem zwolennikiem podwójnego wydobywania smaków, zapachów czy właściwości leczniczych niektórych składników (ale o tym innym razem). Wracając do nalewki, zaparzoną kawę odstawiłem aby się schłodziła, po czym dolałem do reszty. Po dolaniu naparu kawowego nalewka odrazu nabrała pięknego brunatnego koloru (lekko mętna, ale to nie szkodzi), a do tego jaki piekny zapach...
Starałem się aby ilościowo tej nalewki wyszło około 1 litra, wiec pewnie bedzie miała w okolicach 30% alkoholu. Jesto do dosyć ważne aby nie była zabardzo piekąca w gardło, ale rozgrzewała i posiadała wyrazisty (zamierzony) smak.
Teraz pozostaje jedynie odstawić ją w jakieś przyjmne dla niej miejsce, czyli: zacienione, nie za ciepłe, łatwo dostępne, aby można było co jakiś czas nią wstrząsnąć oraz nacieszyć oczy. Ja poprostu trzymam ją w szafce w kuchni. Nasionka kawy zaczęły opadać na dno, czego tak naprawdę się spodziewałem. To znaczy, że nasiąkają (no własnie, czym nasiąkają? nie podoba mi sie słowo "macerat' więc go nie używam) i wydobywają z siebie to co najlepsze. Postoi to sobie tak razem pewnie do końca października, może troche dłużej. Zdegustuje. Bardzo lobię taka degustacje (chociaż, zdarzało mi sie rozczarować tym co stworzyłem). Potem przecedzę, przeleję do butelek i dostawię, tym razem w trudno dostępne miejsce. Pokusa jednak jest, a "czego oczy nie widzą, tego dusza nie pragnie". Jak długo tak bedzie stała? Zgodnie z dobrymi praktykami to minimum 6 miesiecy ("a im dłużej tym lepiej"). W moim przypadku (tylko 1 litr) pewnie do Świąt Bożego Narodzenia...
Jak zdegustuję, to napiszę co mi z tego wyszło... :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz